czwartek, 15 listopada 2012

Green Curry i obtarcia

Dzisiaj się dowiedziałem, że parę osób w godzinach wieczornych czasu polskiego czeka z niecierpliwością na moje kolejne wpisy i wbrew pozorom nie są to tylko moi Kochani Rodzice :)

Czwartek 15-tego listopada nie okazał się jakimś zwariowanym dniem, w czasie którego działy by się rzeczy niesłychane i były warte rozpisywania się na dziesiątki linijek tekstu, ale mimo wszystko zapraszam do lektury :)

Po śniadaniu postanowiłem wybrać się w miejsce, do którego podążałem wczoraj czyli centrum handlowego Seacon Square ale zostałem wtedy zatrzymany przez przelotny, ale ulewny deszcz. Niestety po 10 minutach marszu postanowiłem zawrócić, gdyż temperatura wygrała z moim organizmem i z podkulonym ogonem wróciłem posłusznie do mieszkania, w którym od razu włączyłem klimę i się schłodziłem. Nie dając za wygraną stwierdziłem, że udam się tam ponownie po obiedzie jak temperatura trochę zelży, bo przecież do trzech razy sztuka. Jako, że nie chciało mi się już nigdzie wychodzić postanowiłem zamówić obiad z tego menu co dostałem przy zameldowaniu, mimo że to stoisko znajdowało się tylko dwie uliczki dalej. Aby totalnie nie kupować kota w worku, to zszedłem chociaż do recepcji zapytać już zaprzyjaźnioną córkę właścicielki czy to jedzenie jest dobre i czy pochodzi z ulicznego straganu,  bez wahania odpowiedziała, że nikt w całym Bangkoku nie dowozi jedzenia pod same drzwi z ulicznych straganów, jedynie tylko te dwie panie (matka i córka). Okazało się również, że jest to ciotka Suchady (wcześniej błędnie napisałem, że ma na imię Tukta) i tylko dlatego dowozi tutaj jedzenie. Długo nie myśląc wykonałem telefon do "Pah Auan Food" i zamówiłem tradycyjne tajskie zielone curry z kurczakiem (Green Curry) oraz ryż ze smażonymi warzywami i krewetkami (Khao Pad) i colę z lodem. Dosłownie nie minęło pięć minut i widziałem przez okno jak tajska kuchareczka ubrana w fartuszek podjeżdża na skuterku pod bramę. Ledwo co zdążyłem przygotować kamerę a była już u progu moich drzwi. Za całość wraz z dojazdem zapłaciłem chyba około dziewięciu złotych. Nie muszę opisywać jakie to jedzenie było pyszne, gdyż znowu podręczę Was filmikiem jak się zajadam tymi pysznościami. Robię to również dla osób, które mi pisały że uwielbiają tajską kuchnię i z chęcią zobaczą przeróżne rarytasy. Na filmiku widać moje zaskoczenie dostania coli z lodem w woreczku bo powtarzam to w kółko jak mantrę :)



Ps.1 Po zakończonym ujęciu słychać jak wyłączam przycisk nagrywania kamery, jakiś paproch tam był którego wcześnie nie widziałem.
Ps.2 Nie centrum miasto a centrum miasta, zwykłe przejęzyczenie.
Ps.3 Wiem, mam fajne bokserki :)

Po zjedzeniu niczym królewskiej uczty, poszedłem wreszcie odwiedzić to centrum handlowe Seacon Square, tylko dla tego, żeby zobaczyć czy coś mnie w nim zainteresuje i poszukać tego później na lokalnych targowiskach za rozsądną cenę. Osobiście w Polsce unikam jak ognie wszelkich zakupów w centrach handlowych, gdyż źle się w nich po prostu czuję Zanim jednak tam wyruszyłem, to zahaczyłem jeszcze zobaczyć, gdzie dokładnie znajduje się moja królowa tajskiej kuchni, bo przez kilka najbliższych dni na pewno będę tam zaglądał :) 

A teraz zaczyna się najlepsze, taką mapkę dostałem zaraz po przyjeździe żebym się zapoznał z okolicą, zanim sam dokonam rekonesansu. Czerwoną strzałką naniosłem drogę jaką miałem do przejścia. Wyruszając z pola (start) i idąc do punktu (a), który znam bo ten środkowy znaczek oznacza bank zajęło mi jakieś 15 minut, z kolei od punktu (a) do punktu (b) szedłem już ponad 60 minut. Więc w tym momencie pytam się jak ta mapka została wyskalowana ? Będąc w punkcie (b) nie ryzykowałem już dojścia na pieszo do samego Seacon Square bo równie dobrze mogłem tam iść z 10 minut lub kolejną godzinę. Myślę, że zrobiłem dobrze, gdyż taksówka jechała do miejsca docelowego dobre 20 minut i to prawie w linii prostej.


Zawsze myślałem, że galeria Bałtycka jako jeden budynek jest ogromnym centrum handlowym, aż do dnia dzisiejszego jak zobaczyłem Seacon Square. Śmiało mogę powiedzieć, że potrzebne by było postawienie pięciu galerii Bałtyckich obok siebie aby dorównać jednemu Seacon Square w Bangkoku. Ogólnie budynek wraz z garażami liczy siedem pieter i naprawdę spędziłem tam dobre 4h a obszedłem pewnie z 5-10% wszystkich sklepów. Nie lubię takich molochów, gdzie nie wiadomo nawet jak wyjść z takiego sklepu. Niestety ale przed moim wyjazdem będę najprawdopodobniej zmuszony tam wrócić, gdyż spodobało mi się parę rzeczy na prezenty. Z powrotem oczywiście wróciłem również taksówką. Nie wiem czy jutro będę w stanie gdzieś pochodzić czy pozwiedzać bo dość mocno obtarłem sobie przy tym nogi, pożyjemy zobaczymy. 

Jeżeli, ktoś z Was czeka na wpisy typu zabytki, kultura, religia, święta i wiele innych atrakcji to informuję, że takie rzeczy pojawią się po 20 listopada jak na stałe przeprowadzę się w tym samym budynku do docelowego pokoju typu studio. W studio będę miał lodówkę, więc będę wstanie się przygotować na poranny wyjazd do samego centrum Bangkoku, bo teraz byłoby to ciężkie do zorganizowania gdyż cały tydzień żyję bez lodówki i co chwilę muszę latać do sklepu po chłodne napoje czy produkty na śniadanie.

A oto moja cudowna i niedroga kolacja, która składa się ze świeżych owoców takich jak: arbuz, pomelo i grapefruit. Oczywiście arbuza nawet nie rozkrajałem bo i tak chyba nikt nie jest w stanie zjeść pełnego talerza owoców (ponad kilogram) na raz. Arbuza i resztę owoców z talerza zaraz wrzucę do mojej prowizorycznej lodówki czyli zlewu z zimną wodą. 


Jakiś anonimowy czytelnik pytał się wczoraj w komentarzach czy jest tutaj Mc Donald. Specjalnie dla Ciebie dodaję ten kilkunastu sekundowy filmik. Co się znajduje zaraz przy głównym wejściu do centrum handlowego Seacon Squere oprócz palm ? Po lewej KFC, po prawej Mc Donald a kawałek dalej Burger King, którego tu nie widać. Znam kilka osób z wyjazdów nurkowych, ale nie tylko, które zamiast przynajmniej spróbować kuchni lokalnej zajadały się właśnie w Fast Foodach. Nie będę pisał, że jest to głupota, ale tak jest :)



No proszę bardzo, jak ze zwykłego dnia powstał nawet fajny wpis :)


3 komentarze:

  1. Doznania kulinarne jak u Magdy Gesler,
    znów pękaliśmy ze smiechu !!!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... ale dzisiaj jestem leniwy i jest gorąco ... :)
    mm

    OdpowiedzUsuń