czwartek, 29 listopada 2012

Pałac Vimanmek w Parku Dusit

Dzisiejszy dzień całkowicie wyssał ze mnie wszelkie oznaki życia, nawet ostatkami sił piszę ten post, wolno i apatycznie stukając palcami w klawisze klawiatury. Tyle różnych rzeczy się wydarzyło, że nawet nie jestem wstanie opisać tego za jednym razem i muszę rozbić atrakcje na dwa osobne posty, gdyż jutro raczej będę się regenerował po ponad dwudziestu kilometrowym maratonie. Zacznijmy jednak od samego początku. Jak zwykle wstałem wczesnym rankiem i zacząłem szukać czegoś smacznego w lodówce, w sumie znalazłem tam tylko powietrze, jakąś resztkę płatków i pół butelki mleka. Jak to wszystko razem wymieszałem, to wyszło nawet fajne śniadanie. Przed wyjściem z domu załadowałem jeszcze świeże baterie do aparatu i kamery, wziąłem mapę, stary bilet do Grand Palace, nogawki od spodni i dniówkę w postaci 1.500 THB na różne wariacje i szaleństwa. Jak tylko wyszedłem jedna nogą poza drzwi klatki schodowej to od razu uderzył mnie powiew gorąca i duchoty, a i tak czułem się już jak wielbłąd będąc załadowany po uszy sprzętem i innymi duperelami.

Jak tylko przebrnąłem przez zatłoczone uliczki i doszedłem do Sky Train w On Nut to poczułem lekką ulgę bo wiedziałem, że za chwilę skorzystam z darmowej klimatyzacji, która jest w pociągu. Zanim do tego doszło musiałem jeszcze kupić bilet do Phaya Thai za 40 THB i mogłem się spokojnie chłodzić, przez najbliższe dwadzieścia minut. Po wyjściu na miasto czekał mnie kolejny, tym razem sześciokilometrowy spacer do Parku Dusit. Oczywiście mogłem wziąć taksówkę lub tuk tuka, ale po co wydawać kasę na głupoty, skoro za te same pieniądze można kupić sobie np. koszulę czy jakąś pamiątkę, zresztą spacer zawsze działa na zdrowie. Idąc ten długi odcinek drogi zauważyłem kilka ciekawych rzeczy. Jak już Wam mówiłem 5-ty grudnia jest w Tajlandii świętem narodowym, gdyż Król Rama IX obchodzi swoje 85. urodziny, z tego powodu większość ulic została już przygotowana na tą uroczystość i praktycznie co kawałek można spotkać wysokie, żółte, dziesięciu metrowe ołtarze z wizerunkiem Jego Królewskiej Mości. Do tego robotnicy w każde możliwe miejsce sadzą żółte kwiaty i wieszają flagi narodowe. Jeżeli zapytacie się czemu wszystko jest żółte to odpowiedź jest bardzo prosta. Król Bhumibol Adulyadej czyli Rama IX urodził się w poniedziałek, a ten dzień w Tajlandii jest oznaczony kolorem żółtym. W Polsce za Gierka malowano trawę na zielono, a tutaj za rządów Ramy IX malują wszystkie mury na biało, to nie jest żart. W centrum jest pełno malarzy z białą farbą i malują wszystko co się tylko da. Przez całą drogę szedłem wzdłuż rzeki i ogrodzonego parku, w którym czasami przebywa Rama IX i dlatego co kawałek stoją tam uzbrojeni żołnierze. W pewnym momencie w rzece oprócz dużej ilości ryb, zauważyłem jakby 1,5 metrowego krokodyla, ale okazał się nim waran. Z radością nakręciłem go kamerą, dzięki czemu miałem chwilę rozrywki w czasie długiej wędrówki. 

Po ponad dobrej godzinie marszu, nareszcie dotarłem do celu, którym był Park Dusit. Jest to kompleks stworzony przez Ramę V (Chulalongkorna), który rządził krajem dobre sto la temu. Do głównych atrakcji tego parku możemy zaliczyć Pałac Vimanmek, Salę Tronową, Muzeum Królewskich Słoni, Wystawę Królewskich Powozów oraz Muzeum Zegarów i stosunkowo nie dawno otwarte ZOO. W tym momencie dowiecie się po co zabrałem stary bilet, który kupiłem przy zwiedzaniu Grand Palace. Z tym biletem mogę bezpłatnie zwiedzić cały kompleks Dusit Park oprócz ogrodu zoologicznego. Niestety, ale w większości tych budynków był kategoryczny zakaz robienia zdjęć i kręcenie wideo, przed wejściem straznicy sprawdzali czy przypadkiem, ktoś nie próbuje wnieść sprzętu audio - wideo na teren posesji i musiałem oddać wszystko do depozytu. 
Zwiedzanie rozpocząłem od Pałacu Vimanmek, który jest największą i zapewne najwspanialszą budowlą wzniesioną z drewna tekowego, a do jego budowy nie zużyto ponoć ani jednej śruby czy gwoździa. Pałac został zbudowany w 1901 roku na rozkaz Króla Chulalongkorna, jednak jego budowa rozpoczęła się kilka lat wcześniej na wyspie Ko Si Chang, z przyczyn niestabilności politycznej na Zatoce Tajlandzkiej zaniechano kontynuacji tego pomysłu i przeniesiono budowę do serca Bangkoku. Pałac zyskał swoją świetność dzięki ówczesnej żonie Króla Ramy IX, która postanowiła przerobić Pałac Vimanmek na muzeum narodowe Ramy V. Nazwę tego pałacu można tłumaczyć jako "zamek w chmurach", co poniekąd oddaje jego urok. Oczywiście aby wejść do Vimanmek trzeba mieć długie spodnie zakrywające kostki, a także zdjąć buty. Szczerze mówiąc, nawet jak się idzie do fryzjera, czy sklepu z ciuchami to wszędzie trzeba zdejmować buty, więc powoli przestaje mnie to dziwić. Każdą z osiemdziesięciu komnat przerobiono na wystawę muzealną, gdzie niczego nie można dotykać pod karą grzywny lub więzienia. Niesamowitą aurę tego pałacu tworzą przeróżne drewniane, kunsztownie rzeźbione detale architektoniczne oraz filigranowe arkady z wielkimi galeriami. Król Chulalongkorn był zafascynowany architekturą europejską i zażyczył sobie nawet zamontowanie w pałacu pierwszego w historii Tajlandii prysznicu. Krótko mówiąc nowatorskie podejście Króla, które zostało połączone z typowo tajskim przepychem zaowocowały powstaniem tej niezwykłej budowli. Naprawdę szkoda, że nie mogę Wam pokazać rzeczy, które był w środku, gdyż z zewnątrz Pałac Vimanmek nie robi aż takiego wrażenia jak jego wnętrze.

Pałac Vimanmek.




Zbudowany w 1901 roku.



W całości zrobiony z drewna tekowego.



Do jego budowy nie zużyto ani jednego gwoździa.



Następnie wybrałem się na zwiedzanie dość małej, również drewnianej budowli jaką była Sala Tronowa. Tutaj zobaczyłem tylko kilka mało ciekawych ekspozycji, w których były jedwabne szale, srebrna zastawa oraz trochę biżuterii. Acha no i oczywiście tron na którym siedział Rama V.

Sala tronowa.




Byłbym zły, gdybym miał za to zapłacić :)



Przed wyjściem udało mi się jeszcze zahaczyć o Muzeum Słoni Królewskich, gdzie można już było robić zdjęcia, jednak było tak mało eksponatów, że starczyło kilka zdjęć. W głównym miejscu stała makieta największego skarbu Ramy V, czyli Biały Słoń Królewski, na którym jeździł Chulalongkorn.

Amulety noszone przez królewskie Słonie.



Kły Królewskich Słoni.


Historyczny, Biały Słoń Chulalongkorna.

 No i znowu bym zapomniał, przed wejściem do Parku Dusit zaczepił mnie kierowca tuk tuka. Jak zawsze zaczynają rozmowę od kilku pytań, a potem podają rękę i się przedstawiają. Na pytanie gdzie idę odpowiedziałem, mu że do Parku Dusit, a on popatrzył na mapkę i powiedział, że dzisiaj akurat park jest zamknięty i może mnie zawieźć w inne ciekawe miejsce. Jak to usłyszałem, to już wiedziałem że Taj chce mnie wydymać w biały dzień. Z uśmiechem na twarzy zaproponowałem mu pewien układ: jak park będzie zamknięty to dam mu 1.000 THB, a jak będzie otwarty to on mi da tą samą pulę pieniędzy. Po chwili namysłu powiedział, że musiałem być w Bangkoku już wiele razy i odjechał w siną dal.

Jutro pokaże Wam filmiki z ZOO i Marmurowej Świątyni. Dzisiaj niestety, ale musicie zadowolić się tylko zdjęciami, gdyż niedawno wróciłem, i nie mam tyle czasu aby wgrać filmy przed pójściem spać. Zwłaszcza, że tutaj 1 minuta filmu wgrywa się godzinę :)




3 komentarze:

  1. Seba, mysle ze fajnie by bylo gdyby mozna bylo Ci zadac pytania i odpisywalbys na nie. A jesli nie masz ochoty to powiedz o ktorej godz czasu polskiego mozna pogadac z toba na skype - pozdrawiam Bartosz B. z Gdyni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Bartku, ze skypem to raczej odpada, gdyż moje tajlandzkie łącze jest dość kiepskie i strasznie tnie rozmowę. Jak masz pytania to śmiało pisz na maila sebastian.wieclaw@gmail.com lub pytaj tutaj :)

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się relacja z dzisiejszego dnia.

    OdpowiedzUsuń