piątek, 30 listopada 2012

ZOO w Dusit i biały marmur

... dalszy ciąg relacji.
Zaraz po opuszczeniu części Pałacowej w Parku Dusit natknąłem się ponownie na mojego "kolejnego tajskiego przyjaciela" , który nie chciał pójść ze mną na układ w sprawie 1.000 THB. Jak tylko mnie zobaczył to od razu zaczął iść w moją stronę, a ja nie bardzo miałem gdzie uciec, więc szedłem jakby nigdy nic i nie wiedziałem, czy mnie nie rozpoznał, a może miał dla mnie jakąś inną super propozycję. Na wstępie powiedział, że pomyliły mu się dni i dzisiaj jednak cały kompleks jest otwarty i w ramach zadośćuczynienia może mnie zawieść gdzie tylko chcę za 20 THB, ale pod warunkiem, że pozwolę mu zrobić pięć przystanków, aby dostał kupony na paliwo. Niestety (dla Taja), nie było takiej opcji, gdyż po pierwsze na początku chciał mnie oszukać, a po drugie nie miałem zbyt wiele wolnego czasu, bo o 17:00 zamykają świątynie a chciałem jeszcze zajrzeć do ZOO. Później, przez kolejne pięć minut jechał pomału za mną tuk tukiem i przekonywał mnie, że te przystanki nie zajmą więcej niż 10 minut. Po pewnym czasie przestałem już go słuchać i szedłem spokojnie w swoim kierunku.

Osobiście nie jestem zwolennikiem takich miejsc jak ZOO, ale będąc tak blisko głupotą byłoby nie wejść chociaż na chwilę. Cena za bilet jest chyba nawet niższa, niż do naszego Oliwskiego ZOO, bo zapłaciłem za wejściówkę 100 THB. Myślę, że był to strzał w dziesiątkę, gdyż moim małym, skromnym i nigdy nie zrealizowanym marzeniem było zobaczyć żyrafę na żywo. Po wejściu na teren ogrodu zoologicznego, pierwszy wybieg jaki zobaczyłem, był właśnie z dwiema żyrafami. Na dole widziałem, że ich opiekun właśnie przygotowuje im świeże liście do jedzenia, więc długo nie myśląc poszedłem skubnąć małą gałązkę i wróciłem na platformę aby nakarmić to fantastyczne zwierzę. W tej chwili moja radość była ogromna. Następnie odwiedziłem jeszcze parę wybiegów dla zwierząt i zobaczyłem, że o 15.00 jest przedstawienie w fokarium na które się wybrałem. Przed wejściem trzeba było kupić bilet na ten występ za 40 THB, ale jakoś tak z mojej nieuwagi przeszedłem przez bramkę bez biletu. Nie żebym zrobił to specjalnie, ale dopiero przy wyjściu z pokazu zauważyłem okienko kasowe. Foki wyglądały na szczęśliwe i  zadowolone z tego co robią, czego nie można już było powiedzieć o biednych dwóch słoniach, które na pewno zostały wytresowane w brutalny sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że standardy ogrodów zoologicznych i traktowania zwierząt w całej Azji są odmienne od tych w Europie czy USA. Zrobiło mi się żal małego słonika, który został wytresowany w ten sposób, aby cały czas się kłaniał, więc żeby chociaż odrobinę umilić mu życie kupiłem mu koszyk owoców, którymi następnie go nakarmiłem. Oczywiście w samym centrum ZOO stała sieciówka z jedzeniem KFC. Jeżeli chodzi o cały park to nie miałem praktycznie żadnych zastrzeżeń co do traktowania zwierząt oprócz tych biednych słoni. Jedyną pocieszającą rzeczą jest fakt, że na starość wszystkie słonie w Tajlandii trafiają do domu opieki dla starych słoni, gdzie w spokoju przeżywają swoją starość. 





Do zamknięcia Marmurowej Świątyni została mi już tylko godzina, więc czym prędzej pognałem do Wat Benchamabophit Dusitvanaram (nawet nie próbujcie tego wymawiać, bo się po prostu nie da). Bilet wstępu kosztował jedyne 20 THB i mogłem zacząć spokojnie podziwiać świątynie, w której spoczywają prochy Króla Chulalongkorna (Ramy V), pod pozłacanym pomnikiem Buddy. Cała świątynia prezentowała się bardzo efektownie i była zbudowana z białego marmuru, co dawało jej dodatkowego polotu. Tuż obok świątyni mieścił się klasztor mnichów, którzy codziennie przychodzą do Marmurowej Świątyni, aby się modlić do Wielkiego Buddy i oddawać mu cześć. 




Do domu zjechałem około godziny 20.00, po drodze kupiłem sobie jeszcze kolacyjkę i zacząłem regenerować siły na kolejny dzień zmagań. Jutro prawdopodobnie odwiedzę Ogród Motyli oraz Targ Żywności, który wg. światowej organizacji jakości jedzenia, zajmuje czwartą pozycję na świecie.


3 komentarze:

  1. Chłopie wychowuję Cię 24 lata wiem, że jesteś piękny, mądry i zdolny, wyjechałeś na koniec świata i tym blogiem normalnie mnie rozwalasz. Prawdziwy artysta, Tato.

    OdpowiedzUsuń
  2. sluchaj, kurde buddow mamy na national geografic. zrob cos innego. zacznij z nimi rozmawiac jakos, szukac ciekawostek tak jak zaczales z jedzeniem ze straganow, odwiedz spa, zapoluj na ryby w rzece, zrob cos egzotcznego. powoli traci nuda. ostatni film dzis, no ile tego budde mozna. wiadomo ze jestes w kraju buddy, ale ludzie czekaja na cos oryginalniejszego. pozdrawiam agata szwarceneger z pucka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sama nazwa wskazuje blog opisuje życie w Bangkoku, a nie w innych zakątkach Tajlandii. Jeżeli szukasz egzotycznych opisów i wypraw to spóźniłaś się o dwa lata, gdyż wtedy byłem na Phuket i Similanach. A tam naprawdę dużo się działo: spływ kajakowy po najstarszej dżungli świata, wielogodzinny trekking w poszukiwaniu raflezji, noclegi w domkach na palach oraz na tratwach, które były przycumowane na rzece Kwai, nurkowanie wśród rekinów na podwodnych rafach morza Andamańskiego, wędrówki na słoniach, spotkania z dzikimi węzami, które czaiły się w trawie pod drzwiami oraz wiele innych atrakcji. Jak pewnie się domyślasz w Bangkoku nie ma morza ani dżungli, więc raczej ciężko o takie przeżycia. Sebastian z Bangkoku

      Usuń