wtorek, 20 listopada 2012

Mleczko kokosowe i stracony dzień.

Na wstępie chciałbym podziękować wszystkim osobom, które czytają mojego bloga, gdyż w ciągu minionego tygodnia strona "Sebastian w Bangkoku" została wyświetlona ponad tysiąc razy. Bardzo mnie cieszy fakt, że posiadam tak dużo odbiorców, nie tylko w Polsce, ale także w całej europie oraz USA, co wnioskuję wewnętrzną statystyką, do której mam dostęp jako admin blogu.

Dzisiaj rano obudziłem się w dobrym humorze, bo cały czas przyświecała mi myśl, że nareszcie przeniosę się do docelowego mieszkania typu studio i będę mógł rozpakować się z toreb. Nie robiłem tego wcześniej, gdyż po paru dniach i tak musiałbym się ponownie spakować i przenieść wszystkie rzeczy i klamoty dwa piętra wyżej, więc przekopywałem torby w poszukiwaniu konkretnej rzeczy. Pomijam już fakt, o którym trąbię od kilku dnia, a mianowicie będę miał lodówkę i skończy się picie ciepłej wody, oraz wszelkie produkty mleczne będą miały zwiększoną ważność do spożycia.

W czasie porannego spaceru po śniadanie, w postaci mięsa na patyku wraz z ryżem, zauważyłem jak ulicą jechał stragan z owocami i pięknymi, dużymi, zielonymi kokosami. Postanowiłem zatrzymać pojazd, przez zwykłe podniesienie ręki i kierowca od razu podjechał pod skraj ulicy gdzie stałem. Wybrałem sobie kokosa, a sprzedawca szybko wyciągnął dużą maczetę i poprzycinał go w różnych miejscach, aby dostęp do niego był łatwiejszy. Za owoc zapłaciłem 19 batów i udałem się do domu aby zrobić szybkie śniadanie i spakować kilka rzeczy, które walały się po całym mieszkaniu.




Po zjedzeniu śniadania i ogarnięciu mieszkania czekałem aż wybije godzina 10:00, gdyż wtedy Suchada rozpoczyna swoją pracę w biurze i powie mi gdzie dokładnie mam się przeprowadzić. Niestety pokój nie został jeszcze zwolniony i miałem przyjść do niej ponownie po południu aby załatwić sprawę. Miałem za mało czasu aby jechać do centrum, więc obejrzałem sobie jakieś zaległe seriale przez aplikację ipla, gdyż na oficjalnych stronach nie mogłem ich obejrzeć, bo nie przebywam w tej chwili na terytorium kraju. Około godziny 13:00 poszedłem na poszukiwania pożywienia na resztę dnia, a także na długi spacer do pobliskiego parku, bo nie było sensu ruszać się nigdzie dalej skoro i tak zaraz muszę wracać. Jak wracałem z prowiantem to zahaczyła mnie na dole Suchada i poinformowała, że mogę się przenieść dopiero jutro rano. Co niestety, jeszcze bardziej psuje mi moje plany na następne dni. Mało tego postanowiłem sprawdzić w internecie pogodę, gdyż jak wracałem to zaczęło błyszczeć i grzmieć, na moje nieszczęście taka pogoda ma się utrzymywać przez najbliższy tydzień. Jakoś szczególnie mnie to nie martwi, gdyż nawet w porze deszczowej, która zakończyła się we wrześniu to ulewy trwają maksymalnie godzinę, a potem znowu wychodzi słońce. W pokoju nakręciłem kolejny filmik z serii "Co będę dzisiaj jadł", gdyż nic ciekawszego się dzisiaj nie wydarzyło. Ta ryba, której nie zidentyfikowałem to był oczywiście sum (może w wersji azjatyckiej), ale widać to na pierwszy rzut oka po jego wąsach i mięsistych ustach.




Po obiadku udałem się jeszcze do pobliskiego marketu, aby rzucić okiem na lokalne alkohole i okazało się, że procenty są tutaj albo bardzo tanie, albo bardzo drogie. Bez problemu można również kupić alkohole, które są dostępne u nas o jakieś 30-40% taniej. Oczywiście jesteśmy w Azji, więc interesują nas tylko lokalne trunki. Whisky Hong Thong oraz najlepszy azjatycki rum San Song w butelkach 0,7 lita kosztuję po 100 batów czyli 10zł. Natomiast niezwykle drogie są tutaj wina. W Polsce kupuję wino z chińskich śliwek, które jest dostępne w Kauflandzie za 19zł, to tutaj kosztuje bagatela 999 batów (99zł).

Mam nadzieję, że jutro będę się mógł pochwalić nowym mieszkaniem.

1 komentarz:

  1. To możesz sobie takiego orzecha kokosowego napełniac teraz zwykłym mlekiem lub mleczkiem kokosowym z puszki

    OdpowiedzUsuń