wtorek, 27 listopada 2012

Złoto, metro i seks

Dzisiejszy dzień mogę śmiało zaliczyć do tych jak najbardziej udanych. Rano wstałem, spokojnie zjadłem śniadanie i zacząłem dywagować, którą z atrakcji wybrać na dzisiaj. Po chwili zastanowienia padło na świątynie Wat Trimitr, która znajduje się niemal na drugim końcu Bangkoku. Aby się tam dostać musiałem wykorzystać dwa rodzaje komunikacji miejskiej BTS Sky Train oraz MRT Metro. Zanim oczywiście wsiadłem do pierwszego z nich to dzień, jak co dzień musiałem pokonać w skwarze odcinek trzech kilometrów i dojść do BTS On Nut, którym jeżdżę już bez najmniejszy problemów. Ze stacji On Nut przejechałem 5 przystanków za 25 THB i dojechałem do Asok, gdzie musiałem przesiąść się na metro za 27 THB. Na początku, jak przy każdej nowości miałem pewne obawy i nie wiedziałem czy sobie poradzę z metrem. Wszystko jak zawsze okazało się niezwykle proste, tylko z tą różnicą, że zamiast jechać 20 metrów nad ziemią to jechałem jakieś 10 metrów pod nią. Metro praktycznie niczym się nie różni od Sky Train, nawet chyba pociąg jest ten sam. Ze stacji Sukhumvit pojechałem na sam koniec trasy do Hua Lamphong, skąd dzielił mnie zaledwie kilometr od Świątyni Złotego Buddy. Aby się tam dostać, musiałem przejść przez obskurną dzielnicę China Town, która naprawdę odstraszała swoim widokiem, a nawet w samym środku słonecznego dnia został mi zaproponowany szybki przelotny seks za 200 THB, no ale mniejsza z tym :)

Świątynia Wat Trimitr leży w samym centrum China Town i muszę powiedzieć, że wygląda to dość niezwykle, gdy wśród rozpadających się budynków i chińskich banerów wyrasta piękna ociekająca złotem świątynia. Za bilet wstępu, wraz z obejrzeniem małej, skromnej wystawy zapłaciłem 100 THB. Powiem szczerze, to co ujrzałem w środku zrobiło na mnie piorunujące wrażenie, gdyż nie codziennie ogląda się posag zrobiony ze złota o wadze 5,5 tony czystego kruszcu. Dzisiaj nie miałem zamiaru dodawać filmiku, gdyż dość późno wróciłem i nie widziałem szans, aby zdążył się on załadować zanim pójdę spać, więc skróciłem go do 3 minut i to musi Wam wystarczyć.





Przed świątynią stała taka ogromna metalowa misa, która była ogrodzona metalowym łańcuchem. Niestety, ale nie wiedziałem czemu ma ona służyć. Dzięki szkolnej wycieczce Tajskich dzieci dowiedziałem się jednak o co w tym chodzi. Oglądając Złotego Buddę, cały czas słyszałem jakby brzdęk monet i wcale się nie myliłem, gdyż jak wychodziłem ze świątyni to widziałem, jak dzieci stały w kółku i celowały z odległości pięciu metrów do tej metalowej misy wrzucając monety. Prawdopodobnie chodziło o dobrobyt dla nich oraz całej rodziny. Schodząc z najwyższego punktu w świątyni, natknąłem się na salkę muzealną do której wykupiłem dostęp i na początku obejrzałem krótki film o historii tego miejsca. Następnie przejrzałem kilka ciekawych makiet, między innymi zobaczyłem jak przy pomocy lin i okrągłych pni drzew robotnicy transportowali ten niewyobrażalnie ciężki posąg dziesiątki lat temu. Na jednej z wystaw były również fragmenty zaprawy wapienno-gipsowej, którą był pokryty cały Budda. Po wyjściu ze świątyni udałem się do mojego On Nut, gdzie kupiłem sobie na obiadek mięsko na patyku wraz z porcją ryżu i udałem się spacerkiem do domu.


Złoty Budda w Świątyni Wat Trimitr


Ja z miliardem polskich złotych w tle :)

Modlitwy do Wielkiego Buddy.


Świątynia Wat Trimitr z China Town w tle.




2 komentarze: