sobota, 1 grudnia 2012

Bez mapy

Rano po otwarciu lodówki, stwierdziłem że nie posiadam w niej nic oprócz światła i dwóch jogurtów, które mi w ogóle nie podchodzą. Ich smak jest ciężki do określenia, ale wiem że znajduje się tam żółta kukurydza konserwowa oraz czerwona fasolka, co nie bardzo komponuje się z samym smakiem jogurtu. Poszedłem więc do sklepu na małe zakupy i zrobiłem lekki zapas na parę kolejnych dni, a wracając zatrzymałem się przy moim ulubionym straganie i kupiłem sobie na wynos porcję ryżu z warzywami oraz mały szaszłyk drobiowy, co stanowiło moje śniadanie. Przeważnie na śniadania jada się różne ostre zupy, ryż z mięsem lub różowe jajka w formie przypominającej płynny omlet z warzywami. 

Po powrocie do domu zjadłem szybko śniadanie i udałem się do On Nut, gdzie czekała mnie podróż podniebną kolejką przez szesnaście stacji, aż do Mo Chit. Zanim zacząłem realizować zwiedzanie Butterfly Garden i Or Kor Tor Fresh Market postanowiłem chwilę się odprężyć w pobliskim Chatuchak Park, gdzie spędziłem półtorej godziny na karmieniu gołębi, podpatrywaniu hasających wiewiórek i podziwianiu jednego z wielu żółwi, które zamieszkują sobie jezioro. 



Gdy miałem wyruszać do Ogrodu Motyli to zorientowałem się, że nie wziąłem ze sobą mapy. Nie zrażony tym faktem, wiedziałem mniej więcej w jakiej części znajduje się mój docelowy obiekt i poszedłem przeszukiwać okolicę. Oczywiście jak spytacie się o coś miejscowych to z uśmiechem od ucha do ucha próbują Wam pomóc wznosząc ręce do góry i mówiąc coś do siebie po tajsku. Butterfy Garden z tego co pamiętam miał znajdować się właśnie w Chatuchak Park, ale przetrząsnąłem cały park i nic takiego nie znalazłem. Przy okazji widziałem, jak robotnicy rozstawiali estradę w głównej części parku, czyli tutaj również będzie się coś działo z okazji urodzin Króla. Jako, że jeden punkt mi odpadł to poszedłem szukać targu ze świeżą żywnością, gdzie również są dostępne owoce morza. Wiedziałem, że targ jest oddalony o jeden przystanek od Mo Chit, tylko nie byłem pewny czy był to przystanek Sky Train czy może metra. Zaryzykowałem i poszedłem w stronę metra co również okazało się klapą. Lekko zawiedziony wróciłem do Chatuchak Park i postanowiłem spędzić tam jeszcze trochę czasu. Prawdopodobnie wrócę tam jutro i to razem z mapą :)

Dzisiaj przedstawię Wam kolejny typowo Tajlandzki owoc, jakim jest RAMBUTAN. Do końca mojego pobytu muszę jeszcze spróbować owoców: langstanu, mangostanu, longanu i durianu. Wiem, że widzieliście filmik jak jem duriana, ale okazało się, że jest to owoc na który miejscowi mówią "folomi" i tylko z wyglądu go przypomina. W tym miejscu przepraszam za wprowadzenie Was w błąd, bo faktycznie jego zapach wcale nie odrzucał, a niby ma pachnąć zgniłym jajem, ze względu na zawartość dużej liczby siarczków w jego skórce.





Właśnie zauważyłem, że skończyła mi się woda pitna, więc jutro z rana przed wyjściem na miasto będę musiał skoczyć z pustymi butelkami do automatu po wodę :)



1 komentarz: