piątek, 28 grudnia 2012

Długa podróż do domu

Mam nadzieję, że spędziliście znacznie spokojniejszą wigilię niż ja, gdyż obraz "rodzinnie" spędzonych Świąt Bożego Narodzenia w moim przypadku zaczął się dość gwałtownie oddalać, wraz z każdą godziną opóźnienia na lotniskach w Bangkoku, Abu Dhabi i Berlinie. Zacznijmy jednak od początku mojej podróży do Polski.

23 grudnia około godziny 14.00 siedziałem już niecierpliwie na kanapie w moim pokoiku i zacząłem odliczać ostatnie chwile spędzone w Bangkoku. Jako, że zdałem pokój dzień wcześniej to nie musiałem się już martwić, że Suchada przyjdzie ponownie do pokoju i odkryje lekko zniszczone biurko, którego nie zauważyła przy ostatniej wizycie. Wiedziałem, że torby są odrobinę za ciężkie, gdyż przyleciałem tutaj z bagażami ważącymi łącznie 26 kg, a w drogę powrotną miałem zapakowane do granic wytrzymałości dwie wielkie torby plus bagaż podręczny co łącznie dawało jakieś 60 kg bagażu. Po zniesieniu tych ciężarów na dół zobaczyłem, że cała rodzina właścicieli kręci się przy bramie i poczułem pewien niepokój, gdyż kluczyk miałem zostawić pierwotnie u ochroniarza, a tutaj napotykam całą rodzinę, która w każdej chwili może pójść ponownie sprawdzić pokój. Na moje szczęście, akurat gdzieś się wybierali i nie mieli na to zbytnio czasu, więc oddałem na ręce Suchady kluczyk i się pożegnaliśmy. Jako, że bardzo rzadko taksówki zamawiane przez telefon przyjeżdżają pod wskazany adres, to poszedłem do głównej ulicy aby złapać jakąś taksówkę. Nie było to trudne, gdyż wystarczy podnieść rękę i wszyscy wolni kierowcy rzucają się na Ciebie niczym wygłodniała zwierzyna na ofiarę i w ten sposób miałem już środek transportu na lotnisko. 

Razem z taksówkarzem podjechałem jeszcze pod "The 20 Apartment" i zapakowaliśmy torby do samochodu. Wszystkie tajlandzkie taksówki mają zamontowaną w bagażniku ogromna butlę z gazem, więc w przestrzeń bagażnika dało się zapakować tylko jedną torbę, a reszta musiała jechać na tylnym siedzeniu. Nie mam pojęcia jak ten samochód będzie jeszcze długo na chodzie, gdyż młody kierowca z każdym przejechanym kilometrem coraz bardziej zarzynał silnik. W czasie jazdy skrzynia biegów strasznie zgrzytał i przy zmianie biegów dochodziły z niej niesamowite pisaki tartego metalu. Kierowca raczej był daltonistą bo przez większość czerwonych świateł przelatywał z prędkością ponad 100 km/h i nawet na chwilę nie zwalniał. Oczywiście migacze to zbędny luksus a bezpieczeństwo przerażonego pasażera schodzi na dalszy plan. Po trzydziestu minutach szalonej jazdy dojechaliśmy na lotnisko, jednak ja postarzałem się o kilka dobrych lat. Za kurs zapłaciłem dość tanio, bo wyszło coś około 140 THB. 

Na lotnisku byłem około godziny 15:00 i miałem jeszcze pięć godzin do odlotu. Korzystając z okazji poszedłem zafoliować sobie torby, które miały iść do luku bagażowego, aby w czasie transportu się nie pobrudziły i nie pootwierały. Za każdą z toreb zapłaciłem po 120 THB i z uśmiechem na twarzy poszedłem do stoiska linii lotniczej Etihad aby poznać dokładne koszta za mój nadbagaż. Moim przewoźnikiem jest AirBerlin, który współpracuje na dalszych kierunkach z liniami Etihad z Emiratów Arabskich. W tym momencie zaczęły się schody, gdyż pani w okienku wyliczyła mi, że za nadbagaż muszę zapłacić około 30.000 THB ~ 3.000zł. Jako, że miałem jeszcze kilka godzin do odlotu to akurat mogłem zacząć kombinować jak wyjść z tej sytuacji, gdyż w portfelu miałem jedynie 13.000 THB. Długo nie myśląc wysłałem smsa do rodziców z zapytaniem co mam robić, gdyż musiałbym zostawić na lotnisku jakieś 15 kg bagażu co nie bardzo mi się widziało. Pomijam już fakt, że w regulaminie, AirBerlin ma napisane, że kolejna torba do 23kg jest za 70$ a nie za ponad 800$, jak to zostało mi wyliczone. Rozdarłem folię z toreb i wypakowałem parę kilo w postaci puszek z owocami, dwie butelki rumu, baterie, akumulatorki i wiele innych rzeczy w tym drewniane figury. Po krótkim czasie rodzice znaleźli znajomego, który ma akurat konto w BZ WBK i dzięki temu dosłałem zastrzyk gotówki, co pozwoliło mi zabrać większość odłożonych rzeczy ze sobą. Moja torba podręczna z ośmiu regulaminowych kilogramów przytyła dość mocno, na szczęście w Azji takie limity nie są zbytnio kontrolowane. Jak podszedłem do odprawy bagażowej to Taj z linii Etihad wyliczył mi, że mam do dopłaty 27.000 THB, spytałem się go czy nie można tej ceny jakoś zmniejszyć i bez większego problemu obniżył mi koszt do 13.000THB. Gdybym wcześniej wiedział że dokładnie tyle zapłacę to nie robiłbym w domu popłochu, że nie mam pieniędzy na nadbagaż i bez problemu posiadana ilość pieniędzy by mi na to starczyła. Nie wiedziałem czy cieszyć się z faktu, że torby poszły już do luku bagażowego i udał mi się zaoszczędzić 50% tego co chciały ode mnie linie lotnicze, czy może miałem płakać że wydałem na to tyle pieniędzy. Samolot z Bangkoku wystartował punktualnie o 20:05 i leciałem prawie siedem godzin do Abu Dhabi w bardzo komfortowych warunkach i z pysznym jedzeniem na pokładzie.

W Emiratach Arabskich okazało się, że jest prawie dziesięciu godzinne opóźnienie samolotu lini AirBerlin, gdyż 21 grudnia w samolocie lecącym z z Phuket (południe Tajlandii) zapalił się jeden z silników i samolot musiał zawracać do Bangkoku i lądować awaryjnie na lotnisku. Wraz z tym wydarzeniem wszystkie daleko rejsowe loty AirBerlin zostały zawieszone na trzy dni i stąd te ogromne opóżnienia. W punkcie informacyjnym zamiast biletu na inny lot dostałem bon na obiad i śniadanie a także kocyk, gdyż musiałem spędzić noc na lotnisku w Abu Dhabi. Tym samolotem miało lecieć ponad dwudziestu Polaków do Berlina a następnie kolejnym lotem do Polski. Jako że takie ciężkie sytuacje zbliżają do siebie ludzi to poznałem grupkę dziesięciu osób, która tak jak ja leciała do Gdańska. Najgorsze jest to, że przez to opóźnienie nie zdążę na samolot, który miał zabrać mnie na Wigilię do domu. Po wykorzystaniu bonów na jedzenie i wysłuchaniu setek nowych informacji o towarzyszach niedoli nadszedł nareszcie czas odprawy na lot do Berlina. Wsiadając do samolotu linii AirBerlin czułem się dość niepewnie, skoro parę dni temu były takie problemy z tym samym modelem samolotu, którym ja dzisiaj leciałem. Po kolejnych siedmiu godzinach nareszcie dolecieliśmy do Berlina gdzie czekały na nas kolejne przykre niespodzianki, a mianowicie mieliśmy do wyboru czy czekamy w hotelu na następny lot do Gdańska, który miał się odbyć dopiero 25 grudnia w godzinach wieczornych, czy może wracamy na własną rękę do Polski i jakimś cudem, być może zdążymy na wieczorną Wigilię. Linie lotnicze niby pokrywają koszty obu opcji, tylko z tą różnicą że przy powrocie na własną rękę musimy wyłożyć własne pieniądze i czekać na ich łaskawy zwrot z AirBelin. Na parkingu lotniska Tegel stało parę busów jadących do Szczecina i Poznania. Najpierw poszedłem sam sprawdzić, czy znajdzie się dla mnie miejsce do Szczecina, ale okazało się że praktycznie cały bus jest pusty i poinformowałem o tym grupę, która z chęcią skorzystała z tej opcji. Kierowca sprawdził nam połączenie kolejowe ze Szczecina do Gdańska i ostatni pociąg odjeżdżał o 17.24 a bus miał być na miejscu o 17.35 więc jechaliśmy z myślą że możemy nie zdążyć. W moim przypadku nie byłby to duży problem, gdyż rodzina mieszkająca w Szczecinie zaoferowała mi spędzenie Wigilii razem z nimi, za co jestem bardzo wdzięczny i dziękuję z całego serca. Podczas jazdy parę osób wykonało kilka telefonów, i jakimś cudem udało się zdobyć numer komórkowy konduktora, który specjalnie dla nas opóźnił wyjazd pociągu o całe 20 minut, przez co zdążyliśmy. 

Nie wiem jakim cudem ale pociąg linii TLK pokonał tą trasę w jedyne 4h 30 minut co jest dla mnie wielkim szokiem, gdyż pamiętam że do Szczecina zawsze jeździłem ponad 6-8 godzin. Na dworcu w Gdyni Głównej byłem równo o godzinie 22.00 skąd odebrali mnie moi stęsknieni rodzice z transparentem typu "Welcome" i pojechaliśmy razem na Wigilię do domu. 

Zapomniałem powiedzieć, że wszyscy wracali jedynie z podręcznym bagażem, gdyż AirBerlin nie wydał zgody abyśmy zabrali swoje rzeczy, bo zostały one zaprogramowane że mają dotrzeć do Gdańska, więc nie miałem prezentów pod choinkę. Najważniejsze jednak jest to, że udało mi się wrócić na Święta do domu.

Kolejny samolot z Berlina przyleciał 25 grudnia, ale na lotnisku okazało się że bagaży jeszcze nie ma i musimy czekać na kolejne loty. Na szczęście bagaże dotarły bezpiecznie dopiero w drugie święto wieczorem i dzięki temu miałem co położyć pod choinkę :)

Teraz pozostaje jedynie jeszcze sprawa zwrotu kosztów podróży z Berlina do Gdańsk, zwrot pieniędzy za bilet który przepadł, a także jakieś odszkodowanie z ubezpieczenia. Pewnie będę musiał poświęcić na to trochę czasu, ale nie popuszczę im tego.



Może lepiej byłoby wrócić Tuk Tukiem do Gdańska ?






1 komentarz:

  1. Grunt że dotarłeś cały i zdrowy :)

    Witamy w 3mieście :)

    y.

    OdpowiedzUsuń