czwartek, 13 grudnia 2012

Do trzech razy sztuka i upolowałem mnicha

Witam serdecznie, dzisiaj ponownie wybrałem się w okolice Wielkiego Pałacu Królewskiego, gdzie w ciągu kilku ostatnich dni jestem częstym gościem. Za każdym razem przywożę z tego miejsca przeróżne rzeczy i pamiątki, ale dzisiaj przeszedłem sam siebie i wydałem kilka tysięcy batów, co dość skutecznie obniżyło moją dniówkę, ale za to mam kilka fantastycznych suvenirów oraz coś jeszcze. Nie mogę na razie rozgryźć jednej rzeczy, gdyż płacę różne ceny za Express Boat, którą pływam po rzece Chao Praya. Raz płacę 15 THB za ten sam odcinek a raz 40 THB, wiem że różne promy, statki, łodzie, łódki, kajaki czy inne tratwy mają przypisane na chorągiewkach różne kolory i po tym można się dowiedzieć, przy których konkretnie przystaniach staje wodny środek transportu. Cały czas pływam tą samą łodzią Express Boat o kolorze pomarańczowym i zauważyłem, że jak płynę rano w kierunku Tha Thien Pier to z bilet kasują mnie 15 THB, a gdy wracam tą samą łodzią, z tym samym kapitanem, załogą oraz Tajką sprzedającą bilety to cena rośnie do 40 THB. Oczywiście nie są to pieniądze nad którymi należy się roztrząsać, bo tak na prawdę przeliczając to na złotówki wychodzą grosze, ale z tak z czystej ciekawości rozwiązałbym z chęcią tą zagadkę.

Kolejny przyjemny rejs po rzece w miłym towarzystwie "rozgadanej" Rosjanki.

Po dopłynięciu na miejsce poszedłem trzeci raz odwiedzić sprzedawcę figurek mnichów, który jako jedyny na całym straganie podejmuje swoich klientów w ciemnym garniturze. Może właśnie przez ten prestiż, ceny tych figurek są tak zawrotnie wysokie, mały mnich 2.500 THB, a duży 4.000 THB, zwłaszcza biorąc pod uwagę średnią miesięczną zarobków mieszkańców Tajlandii, która plasuje się na poziomie 5.000 THB. Na moje szczęście jak zbliżałem się do stoiska to nasz "krawaciarz" akurat gdzieś sobie poszedł i postanowiłem wykorzystać ten fakt, na swoją korzyść. Podszedłem do stoiska i pokazuję innym kupcom, że chciałbym porozmawiać o towarze i jestem wstępnie zainteresowany. Po chwili podszedł sprzedawca świeżych wyciskanych soków, który miał stoisko obok i zaczęły się negocjacje. Przypomnę, że wczoraj mój przyjaciel w garniturze zszedł z ceny małego mnicha do 2.000 THB, a ja zagrałem vabank i powiedziałem, że dam 1.500 THB za dużego mnicha. Ku mojemu zdziwieniu, oferta numer jeden została od razu przyjęta i zaakceptowana. W tym momencie poprosiłem przyjaznego Taja, aby szybko zapakował mi figurkę, bo w każdej chwili mógł wrócić nasz "krawaciarz" i powiedzieć, że tak tanio towaru nie odda. Znając życie to i tak na tej transakcji pewnie dobrze zarobił. W tym momencie pozostaje mi przedstawić nowego członka mojej rodziny, buddyjskiego mnicha:

Długo trwało zanim go kupiłem, ale czasami warto poczekać.

Cały czas nie wiem z jakiego materiału został wykonany, ale jest twardy jak kamień.


Po udanym zakupie postanowiłem ponownie odwiedzić wczorajszy punkt wycieczki jakim był Phahurat Market, czyli Małe Indie. Powiem szczerze, że miałem nadzieję na odnalezienie tych magicznych uliczek co były pokazane na filmikach w YouTube, ale oczywiście moja podróż w tym miejscu szybciej się skończyła niż zaczęła, bo nie byłem wstanie odkryć nic nowego. Po drodze zrobiłem kilka przystanków przy różnych stoiskach z jedwabnymi materiałami i kupiłem parę ciekawych rzeczy, o których nie będę głośno pisał bo to mają być prezenty. Na pierwszy rzut oka cały targ jest rozłożony wzdłuż ulicy, ale wchodząc w pierwszą lepszą uliczkę, można przejść w miejsca, gdzie nagle pojawiają się kolejne setki przeróżnych straganów, jednak większość oferuje przepiękne materiały nawinięte na bale.


Stragany rozciągnięte wzdłuż zakorkowanej ulicy.

Stoisk z ciuchami jest tutaj co nie miara.

Główny prym wiodą tutaj jednak materiały.

Przeróżne cudowne chusty.


Jako, że byłem już dość mocno załadowany to nie byłem wstanie dość elastycznie przemieszczać się po ciasnych uliczkach, więc postanowiłem opuścić to miejsce raz na zawsze, z nutką poniesionej porażki, gdyż nie odkryłem tutaj tego czego tak zawzięcie szukałem. Po drodze obowiązkowo zaliczyłem jeszcze sok z granatu i parę gałek loda na przystani. Przed samym wejściem na statek wszedłem do pawilonu z drewnianymi, ręcznie rzeźbionymi posążkami i postanowiłem jeszcze nabyć buddę, który również strasznie mi się podobał. Tak, widziałem go już wcześniej ale cena za niego też była dość duża i kosztował prawie 2.500 THB, jednak po kilku chwilach negocjacji był mój za 1.100 THB. Nie pokażę go Wam, gdyż został już perfekcyjnie zapakowany i nie chcę niszczyć tak dobrze zabezpieczonego opakowania, przed podróżą do domu. Jest to typowy budda, czyli niski, gruby, z fałdkami tłuszczyku i uśmiechem od ucha do ucha. Wyrzeźbiono go z jednego kawałka drewna i powiem szczerze, że jest bardzo duży i dość ciężki, więc już na sto procent będę musiał wykupić dodatkowy bagaż główny.

Wsiadając do kolejki Sky Train w Saphan Taskin, odwiedziłem jeszcze biuro podróży i zafundowałem sobie wycieczkę do Kanchanaburii i Tiger Temple, tłumacząc na polski odwiedzę Most na rzece Kwai, wraz z przejażdżką Koleją Śmierci oraz pobawię się z wolno biegającymi tygrysami w Świątyni Tygrysów za kolejne 2.500 THB. Muszę tylko pamiętać, aby nie ubierać się na pomarańczowo, gdyż tygrysy przyzwyczajone do zabawy z mnichami po porostu bez ostrzeżenia rzucają się całym ciężarem na nich w celu zabawy. Ta przyjemność czeka mnie w poniedziałek 17 grudnia o godzinie 6.00 rano.

1 komentarz:

  1. Dzisiaj usłyszałam stwierdzenie, że figurka wygląda naturalnie, ponieważ jest to zasuszony mnich.

    OdpowiedzUsuń