piątek, 7 grudnia 2012

Deszcz i jajka na twardo

Dzisiejszym wpisem za bardzo Was nie zaskoczę, gdyż moje plany perfidnie zostały pokrzyżowane przez tutejszą aurę. Po śniadaniu zacząłem układać dość intensywny plan dnia, który zakładał, że wybiorę się na drugi koniec Bangkoku i .............., a zresztą co będę Wam zdradzał szczegóły,  zobaczycie sami innym razem, jak zrealizuję moje założenia.

Gdy już byłem ubrany i spakowany zszedłem sobie na dół z 5. piętra, gdyż jest chwilowa awaria windy. Jak tylko wyszedłem na zewnątrz to już wiedziałem, że coś jest nie tak, powietrze było rześkie i wiał nawet chłodny wiaterek. Wystarczyło tylko, że spojrzałem w niebo i od razu wiedziałem, że w tej chwili moje plany uległy diametralnym zmianom, gdyż całe niebo było spowite czarnymi deszczowymi chmurami. Skoro już byłem na dole to postanowiłem pójść chociaż do pobliskiego marketu po papier toaletowy i jakieś jogurty pitne. Zawsze zapominam napisać, że produkty mleczne w Bangkoku są holendernie drogie oprócz mleka i jogurtów. Przykładowo kostka zwykłego masła to koszt z rzędu 150 THB (15zł), albo ser w plastrach (ten pakowany każdy osobno Hochland) lub najzwyklejszy serek topiony kosztują około 150 - 200 THB, gdzie w Polsce za takie coś płaci się jakieś 3,50zł. Z kolei ceny innych produktów są niższe od naszych krajowych o jakieś 40%.

W drodze powrotnej rozpadał się deszcz i praktycznie na tym mógłbym zakończyć opisywanie dzisiejszego dnia, bo lało przez parę godzin. Jednak pokażę Wam pewną ciekawostkę jaką są tutaj jajka na twardo. W Tajlandii praktycznie nikt nie gotuje w domu i cały naród stołuje się na ulicznych straganach gdzie mogą zjeść tanio i smacznie. Znaczącą większość produktów się tutaj grilluje lub smaży w wokach, a gotowanie czegokolwiek oprócz ryżu jest praktycznie niespotykane. Ale wracając do moich jajek na twardo, byłem zaskoczony ich formą, gdyż były one grillowane na patyku.




Po tym, jakże fascynującym lunchu postanowiłem rozpisać sobie nowe trasy, gdyż poprzednie już zrealizowałem niemalże w 90%. Na każdej z karteczek napisałem sobie całodniowy plan, wraz z dojazdem i orientacyjną ceną, na jaką powinienem być przygotowany. W tej chwili na szafie jest przyklejonych czternaście różnych karteczek co powinno mi zająć czas na najbliższe 2-3 tygodnie. Z praktycznych informacji, mogę powiedzieć, że za 28 dni możecie mnie witać na lotnisku w Gdańsku :)


Planowanie i organizowanie wyjazdów.







3 komentarze:

  1. Te jajka musiały być wcześniej porządnie rozbełtane :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja widzę 15 karteczek.

    OdpowiedzUsuń
  3. My będziemy na lotnisku na pewno :-)
    M.

    OdpowiedzUsuń